„AKADEMIA PANA KLEKSA”, Polska 2023
Premiera kinowa: 5 stycznia 2024
40 lat temu obejrzałem w warszawskim kinie Luna ekranizację
baśni Jana Brzechwy „Akademia Pana Kleksa”. Film ujął mnie swoją magicznością,
niezwykłą historią, piękną muzyką, genialną kreacją Piotra Fronczewskiego jako
Kleksa i fantastycznymi rolami chłopców – uczniów Akademii, z Adasiem Niezgódką
na czele. Potem raz jeszcze obejrzałem film w płockim kinie Przedwiośnie i
wielokrotnie wracałem do niego w telewizji. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że
film był dla obecnych 40-latków Plus przeżyciem pokoleniowym. Oglądali i
podziwiali go wszyscy, wszyscy znali i śpiewali piosenki z filmu, do języka potocznego
młodzieży przeszły cytaty z filmu, chłopcy z Akademii, szpak Mateusz, golarz
Filip i –oczywiście sam Profesor Ambroży Kleks – stali się postaciami kultowymi.
Wczoraj zaś obejrzałem nową ekranizację książki Brzechwy w
reżyserii Macieja Kawulskiego (według scenariusza Krzysztofa Gurecznego i
Agnieszki Kruk). Czekałem bardzo na ten film, nie zdecydowałem się zobaczyć go
przedpremierowo, chciałem podziwiać film w dniu oficjalnej premiery – 5 stycznia
– 40 lat po niesamowitym doświadczeniu obcowania z pierwszą adaptacją. Czy
projekcji towarzyszyły podobne emocje i doznania?
Otóż, niestety, nie. Produkt, który otrzymaliśmy to dwie
godziny kolorowego chaosu – może nawet atrakcyjnego dla oka, ale niespójnego,
nie tworzącego zrozumiałej całości. Przerost formy nad treścią to chyba
właściwe określenie dla nowej „Akademii Pana Kleksa”.
Jest na pewno … nowocześnie. Adaś Niezgódka nie jest
Adasiem, ale dziewczynką – Adą (Antonina Litwiniak). Szpak Mateusz odnajduje ją
w … Nowym Jorku, gdyż sprowadza dzieci z całego świata, obdarzone szczególną
mocą, do słynnej Akademii Pana Kleksa. Ada jest właśnie w złym momencie swojego
życia: w tajemniczych okolicznościach znika jej ojciec, Alex (Mateusz Król), a
matka (Agnieszka Grochowska), poszukując zaginionego męża, zaczyna zaniedbywać
jedyne dziecko. Zatem Ada trafia do Akademii, ale zajęcia, bajki i spotkania z
panem Kleksem są ukazane w marginalny sposób, bo w centrum filmu pozostaje kwestia
szpaka Mateusza (bardzo dobra rola Sebastiana Stankiewicza). Jeszcze jako
człowiek – młody książę – zabił króla wilkusów i właśnie teraz wilki pod
przewodnictwem księcia Vincenta (Daniel Walasek) i siostry zabitego króla
(niezła Danuta Stenka) postanawiają zemścić się na Mateuszu, przy okazji
niszcząc Akademię. Wszystko jest szybkie, spektakularne, pełne efektów, ale
całościowo robi naprawdę złe wrażenie.
Jak wspomniałem Ambroży Kleks wydaje się być w ekranizacji
postacią drugoplanową. W tę rolę wciela się Tomasz Kot. Wygląda bardzo dobrze,
ale nie ma zbyt wielu kwestii mówionych – głównie diabolicznie rechocze, nie
wnosi na ekran magii i charyzmy, którą znaliśmy z adaptacji Krzysztofa
Gradowskiego. Wydaje mi się, że gorzej grają też dzieci – uczniowie Akademii. W
chłopakach sprzed 40 lat było mnóstwo energii – tańczyli, śpiewali, pobierali
nauki od Pana Kleksa. Dzieci w filmie z 2024 roku wydają się po prostu być na
ekranie. Nie przekonała mnie do siebie Antonina Litwiniak jako Ada – widać, że
dziewczynka bardzo się stara zagrać dobrze i wypaść wiarygodnie, ale nie wywołuje
na ekranie silnych emocji. Niektóre sceny ocierają się o kicz, jak choćby
zainspirowany filmem „Titanic” moment zatonięcia jednego z przyjaciół Ady, którzy
niczym Jack – Di Caprio ginie pod powierzchnią lodowatej wody.
Znacznym mankamentem filmu są dialogi – nienaturalne,
dalekie od zabawnych, na siłę starające się wprowadzić współczesny nieformalny
język w usta bohaterów. Scenariusz jest mocno niespójny. Książka Brzechwy jest
gotowym atrakcyjnym materiałem na tworzenie filmu, skąd zatem pomysł na tak
wiele przetworzeń i pozornie nowatorskich rozwiązań? Niefortunne są próby
wprowadzenia fragmentów znanych wierszyków Brzechwy do akcji filmu – kłócą się
z fabułą i nie mają lekkości scen z dziecięcą poezją autora „Akademii…”, które pamiętamy
z filmu sprzed 40 lat. Nie do końca zrozumiałe jest wyeksponowanie wątku szpaka
– księcia Mateusza kosztem prezentacji ciekawostek związanych z Panem Kleksem,
Akademią i pobieraniem w niej nauki.
Pozytywem są natomiast dwie role – Piotra Fronczewskiego jako
doktora Paj-Chi-Wo – wprawdzie jego rola jest mocno ograniczona, ale te kilka
minut na ekranie wystarcza, by pokazać klasę, oraz Sebastiana Stankiewicza jako
Mateusza – z wyśmienitą charakteryzacją. Dobra jest też, oczywiście, Danuta Stenka,
ale obecność w filmie granej przez nią bohaterki nie jest w pełni uzasadniona.
Tak jak rozczarowała nowa wersja piosenki „Pożegnanie z
bajką” Zdzisławy Sośnickiej w interpretacji Sanah – w porównaniu z oryginałem
okazała się nijaka, bez emocji, mdła, pozbawiona wdzięku i smaku, tak zawiódł
cały film – zabrakło mu tej bajkowej, magicznej atmosfery pierwowzoru, tej
świeżości filmu z 1984 roku. Bardzo mnie ciekawi, jak film zostanie przyjęty
przez pokolenie Internetu, smartfonów i Harry’ego Pottera – młodych widzów, ale
pokolenie dzieci lat 80-tych nie wystawia filmowi zbyt wysokich not. Moja też
najwyższa nie będzie…
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz