sobota, 6 stycznia 2024

 

„AKADEMIA PANA KLEKSA”, Polska 2023

Premiera kinowa: 5 stycznia 2024


40 lat temu obejrzałem w warszawskim kinie Luna ekranizację baśni Jana Brzechwy „Akademia Pana Kleksa”. Film ujął mnie swoją magicznością, niezwykłą historią, piękną muzyką, genialną kreacją Piotra Fronczewskiego jako Kleksa i fantastycznymi rolami chłopców – uczniów Akademii, z Adasiem Niezgódką na czele. Potem raz jeszcze obejrzałem film w płockim kinie Przedwiośnie i wielokrotnie wracałem do niego w telewizji. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że film był dla obecnych 40-latków Plus przeżyciem pokoleniowym. Oglądali i podziwiali go wszyscy, wszyscy znali i śpiewali piosenki z filmu, do języka potocznego młodzieży przeszły cytaty z filmu, chłopcy z Akademii, szpak Mateusz, golarz Filip i –oczywiście sam Profesor Ambroży Kleks – stali się postaciami kultowymi.

Wczoraj zaś obejrzałem nową ekranizację książki Brzechwy w reżyserii Macieja Kawulskiego (według scenariusza Krzysztofa Gurecznego i Agnieszki Kruk). Czekałem bardzo na ten film, nie zdecydowałem się zobaczyć go przedpremierowo, chciałem podziwiać film w dniu oficjalnej premiery – 5 stycznia – 40 lat po niesamowitym doświadczeniu obcowania z pierwszą adaptacją. Czy projekcji towarzyszyły podobne emocje i doznania?

Otóż, niestety, nie. Produkt, który otrzymaliśmy to dwie godziny kolorowego chaosu – może nawet atrakcyjnego dla oka, ale niespójnego, nie tworzącego zrozumiałej całości. Przerost formy nad treścią to chyba właściwe określenie dla nowej „Akademii Pana Kleksa”.

Jest na pewno … nowocześnie. Adaś Niezgódka nie jest Adasiem, ale dziewczynką – Adą (Antonina Litwiniak). Szpak Mateusz odnajduje ją w … Nowym Jorku, gdyż sprowadza dzieci z całego świata, obdarzone szczególną mocą, do słynnej Akademii Pana Kleksa. Ada jest właśnie w złym momencie swojego życia: w tajemniczych okolicznościach znika jej ojciec, Alex (Mateusz Król), a matka (Agnieszka Grochowska), poszukując zaginionego męża, zaczyna zaniedbywać jedyne dziecko. Zatem Ada trafia do Akademii, ale zajęcia, bajki i spotkania z panem Kleksem są ukazane w marginalny sposób, bo w centrum filmu pozostaje kwestia szpaka Mateusza (bardzo dobra rola Sebastiana Stankiewicza). Jeszcze jako człowiek – młody książę – zabił króla wilkusów i właśnie teraz wilki pod przewodnictwem księcia Vincenta (Daniel Walasek) i siostry zabitego króla (niezła Danuta Stenka) postanawiają zemścić się na Mateuszu, przy okazji niszcząc Akademię. Wszystko jest szybkie, spektakularne, pełne efektów, ale całościowo robi naprawdę złe wrażenie.

Jak wspomniałem Ambroży Kleks wydaje się być w ekranizacji postacią drugoplanową. W tę rolę wciela się Tomasz Kot. Wygląda bardzo dobrze, ale nie ma zbyt wielu kwestii mówionych – głównie diabolicznie rechocze, nie wnosi na ekran magii i charyzmy, którą znaliśmy z adaptacji Krzysztofa Gradowskiego. Wydaje mi się, że gorzej grają też dzieci – uczniowie Akademii. W chłopakach sprzed 40 lat było mnóstwo energii – tańczyli, śpiewali, pobierali nauki od Pana Kleksa. Dzieci w filmie z 2024 roku wydają się po prostu być na ekranie. Nie przekonała mnie do siebie Antonina Litwiniak jako Ada – widać, że dziewczynka bardzo się stara zagrać dobrze i wypaść wiarygodnie, ale nie wywołuje na ekranie silnych emocji. Niektóre sceny ocierają się o kicz, jak choćby zainspirowany filmem „Titanic” moment zatonięcia jednego z przyjaciół Ady, którzy niczym Jack – Di Caprio ginie pod powierzchnią lodowatej wody.

Znacznym mankamentem filmu są dialogi – nienaturalne, dalekie od zabawnych, na siłę starające się wprowadzić współczesny nieformalny język w usta bohaterów. Scenariusz jest mocno niespójny. Książka Brzechwy jest gotowym atrakcyjnym materiałem na tworzenie filmu, skąd zatem pomysł na tak wiele przetworzeń i pozornie nowatorskich rozwiązań? Niefortunne są próby wprowadzenia fragmentów znanych wierszyków Brzechwy do akcji filmu – kłócą się z fabułą i nie mają lekkości scen z dziecięcą poezją autora „Akademii…”, które pamiętamy z filmu sprzed 40 lat. Nie do końca zrozumiałe jest wyeksponowanie wątku szpaka – księcia Mateusza kosztem prezentacji ciekawostek związanych z Panem Kleksem, Akademią i pobieraniem w niej nauki.

Pozytywem są natomiast dwie role – Piotra Fronczewskiego jako doktora Paj-Chi-Wo – wprawdzie jego rola jest mocno ograniczona, ale te kilka minut na ekranie wystarcza, by pokazać klasę, oraz Sebastiana Stankiewicza jako Mateusza – z wyśmienitą charakteryzacją. Dobra jest też, oczywiście, Danuta Stenka, ale obecność w filmie granej przez nią bohaterki nie jest w pełni uzasadniona.

Tak jak rozczarowała nowa wersja piosenki „Pożegnanie z bajką” Zdzisławy Sośnickiej w interpretacji Sanah – w porównaniu z oryginałem okazała się nijaka, bez emocji, mdła, pozbawiona wdzięku i smaku, tak zawiódł cały film – zabrakło mu tej bajkowej, magicznej atmosfery pierwowzoru, tej świeżości filmu z 1984 roku. Bardzo mnie ciekawi, jak film zostanie przyjęty przez pokolenie Internetu, smartfonów i Harry’ego Pottera – młodych widzów, ale pokolenie dzieci lat 80-tych nie wystawia filmowi zbyt wysokich not. Moja też najwyższa nie będzie…

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz