czwartek, 29 grudnia 2022

 

„AVATAR: ISTOTA WODY” (Avatar: The Way of Water), USA 2022


Premiera kinowa: 16 grudnia 2022

Właśnie minęło 12 lat od premiery pierwszej części „Avatara” – niezwykłej przypowieści Jamesa Camerona o ludziach dewastujących piękną planetę Pandora. Film zrewolucjonizował przemysł filmowy i stał się najbardziej dochodową produkcją w historii kina.

Film mnie nie zachwycił, więc z pewną dozą sceptycyzmu wybrałem się do kina na część drugą: „Avatar: Istota wody” -  zniechęcała mnie długość filmu (blisko 200 minut), tematyka życia niebieskich istot z części pierwszej do końca do mnie nie przemówiła i takie widowiskowe kino nie jest tym, co oglądam najchętniej. Zwyciężyła jednak ciekawość, a „Avatar: Istota wody” stał się dla mnie jednym z największych pozytywnych zaskoczeń tego roku. 

Jake Sully (Sam Worthington), który jest teraz pełnoprawnym członkiem błękitnoskórego plemienia Na’vi, wraz z piękną żoną Neytiri (Zoe Saldana) żyje w szczęściu i spokoju na Pandorze. Towarzyszy im czwórka dzieci. Radość i pokój nie trwają jednak długo – planetę nawiedzają „ludzie z nieba” – mieszkańcy Ziemi, którzy w obliczu kryzysu swojego miejsca zamieszania, próbują „spacyfikować autochtonów”, jak określa to Generał Ardmore (Edie Falco), i odebrać im piękną Pandorę. Na planetę przybywa także okrutny Pułkownik Miles Quaritch (Stephen Lang) – wielki wróg Jacka, który pragnie zgładzić jego rodzinę. Jack jest zmuszony opuścić rodzinne strony i zabiera najbliższych do plemienia istot morskich.

Druga część Avatara jest naprawdę wyjątkową i unikalną produkcją. Niesamowite efekty specjalne i przepiękne zdjęcia wprost zapierają dech w piersiach. Nie przypominam sobie, żeby efekty tej klasy były obecne w którejś z produkcji Marvela, czy DC Comics. Urzekające są sceny podwodne, film Camerona w szczególny sposób ukazuje symbiozę człowieka z naturą. Plemiona Pandory wiedzą, jakim bogactwem są dla nich oceany, lasy, fauna i flora, dbają o nie, kochają je i szanują. Człowiek z Ziemi potrafi jedynie niszczyć, zabijać, siać spustoszenie. Ogromne wrażenie robią także sceny batalistyczne.

„Avatar” to film, w którym odnajdziemy mnóstwo emocji: jest miłość i nienawiść, jest pragnienie zemsty i wybaczenie, jest przyjaźń i poświęcenie, a dobro przez cały czas walczy ze złem.

Jednak „Avatar: Istota wody” to nie jedynie piękne obrazy, spektakularne efekty wizualne i zgrabna fabuła. To także smutna refleksja na temat kryzysu człowieczeństwa (to już kolejny w tym roku obraz podejmujący tę tematykę) oraz ogromnego i bardzo poważnego kryzysu dotyczącego życia na Ziemi. Nasza planeta w filmie nie jest już zdatna, by podtrzymywać życie, a okrutni Ziemianie siłą i potęgą swoich militariów pragną wydrzeć terytoria na innych planetach ich rdzennym mieszkańcom. W kontraście do ludzi, tubylcy to istoty dobre, szlachetne, kierujące się wartościami i odpowiedzialne.

Jestem prawdziwie zaskoczony moim przyjęciem drugiej części „Avatara”, choć nie czekałem na ten film i nie miałem wobec niego wielkich oczekiwań. Postanowiłem zobaczyć go w kinie z „kinomaniackiej” przyzwoitości i nie żałuję swojej decyzji. Nie ukrywam, że będę teraz niecierpliwie czekał na kolejną odsłonę sagi Jamesa Camerona – jednego z największych wizjonerów współczesnego kina. .

I brawo dla tłumacza tytułu – Avatar: The Way of Water jako Istota wody – mądre, ładne, subtelne i oddające przesłanie filmu.

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz