„AVATAR: ISTOTA WODY” (Avatar: The Way of Water), USA 2022
Premiera kinowa: 16 grudnia 2022
Właśnie minęło 12 lat od premiery pierwszej części „Avatara”
– niezwykłej przypowieści Jamesa Camerona o ludziach dewastujących piękną
planetę Pandora. Film zrewolucjonizował przemysł filmowy i stał się najbardziej
dochodową produkcją w historii kina.
Film mnie nie zachwycił, więc z pewną dozą sceptycyzmu
wybrałem się do kina na część drugą: „Avatar: Istota wody” - zniechęcała mnie długość filmu (blisko 200
minut), tematyka życia niebieskich istot z części pierwszej do końca do mnie
nie przemówiła i takie widowiskowe kino nie jest tym, co oglądam najchętniej.
Zwyciężyła jednak ciekawość, a „Avatar: Istota wody” stał się dla mnie jednym z
największych pozytywnych zaskoczeń tego roku.
Jake Sully (Sam Worthington), który jest teraz pełnoprawnym członkiem
błękitnoskórego plemienia Na’vi, wraz z piękną żoną Neytiri (Zoe Saldana) żyje
w szczęściu i spokoju na Pandorze. Towarzyszy im czwórka dzieci. Radość i pokój
nie trwają jednak długo – planetę nawiedzają „ludzie z nieba” – mieszkańcy Ziemi,
którzy w obliczu kryzysu swojego miejsca zamieszania, próbują „spacyfikować autochtonów”,
jak określa to Generał Ardmore (Edie Falco), i odebrać im piękną Pandorę. Na
planetę przybywa także okrutny Pułkownik Miles Quaritch (Stephen Lang) – wielki
wróg Jacka, który pragnie zgładzić jego rodzinę. Jack jest zmuszony opuścić
rodzinne strony i zabiera najbliższych do plemienia istot morskich.
Druga część Avatara jest naprawdę wyjątkową i unikalną
produkcją. Niesamowite efekty specjalne i przepiękne zdjęcia wprost zapierają
dech w piersiach. Nie przypominam sobie, żeby efekty tej klasy były obecne w którejś
z produkcji Marvela, czy DC Comics. Urzekające są sceny podwodne, film Camerona
w szczególny sposób ukazuje symbiozę człowieka z naturą. Plemiona Pandory
wiedzą, jakim bogactwem są dla nich oceany, lasy, fauna i flora, dbają o nie,
kochają je i szanują. Człowiek z Ziemi potrafi jedynie niszczyć, zabijać, siać
spustoszenie. Ogromne wrażenie robią także sceny batalistyczne.
„Avatar” to film, w którym odnajdziemy mnóstwo emocji: jest miłość
i nienawiść, jest pragnienie zemsty i wybaczenie, jest przyjaźń i poświęcenie,
a dobro przez cały czas walczy ze złem.
Jednak „Avatar: Istota wody” to nie jedynie piękne obrazy,
spektakularne efekty wizualne i zgrabna fabuła. To także smutna refleksja na
temat kryzysu człowieczeństwa (to już kolejny w tym roku obraz podejmujący tę tematykę)
oraz ogromnego i bardzo poważnego kryzysu dotyczącego życia na Ziemi. Nasza
planeta w filmie nie jest już zdatna, by podtrzymywać życie, a okrutni Ziemianie
siłą i potęgą swoich militariów pragną wydrzeć terytoria na innych planetach
ich rdzennym mieszkańcom. W kontraście do ludzi, tubylcy to istoty dobre,
szlachetne, kierujące się wartościami i odpowiedzialne.
Jestem prawdziwie zaskoczony moim przyjęciem drugiej części „Avatara”,
choć nie czekałem na ten film i nie miałem wobec niego wielkich oczekiwań. Postanowiłem
zobaczyć go w kinie z „kinomaniackiej” przyzwoitości i nie żałuję swojej
decyzji. Nie ukrywam, że będę teraz niecierpliwie czekał na kolejną odsłonę
sagi Jamesa Camerona – jednego z największych wizjonerów współczesnego kina. .
I brawo dla tłumacza tytułu – Avatar: The Way of Water jako
Istota wody – mądre, ładne, subtelne i oddające przesłanie filmu.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz