środa, 28 kwietnia 2021

 

REFLEKSJE POOSCAROWE


Od trzech dni jestem bardzo często pytany, co sądzę o tegorocznych Oscarach. Otóż edycja AD 2021 była dla mnie najmniej emocjonująca od lat, gdyż spośród nominowanej do tytułu Najlepszego Filmu roku ósemki obrazów filmowych udało mi się  zobaczyć tylko dwa: „Mank” i „Obiecująca. Młoda. Kobieta.”. W normalnych warunkach miałbym już prawdopodobnie obejrzaną większość filmów, a rozentuzjazmowany komentarz do rozdania nagród pojawiłby się już kilka po godzin po ceremonii. Dodatkowo nie znałem nazwisk ośmiorga spośród 20 aktorek i aktorów nominowanych za role pierwszo- i drugoplanowe. Taki ze mnie Popkulturalny Maniak.

Jestem świadomy, że wiele spośród oscarowych produkcji jest dostępnych w serwisach streamingowych, ale ja - po tych wszystkich latach oglądania filmów tylko w kinie – nie umiem się skoncentrować na filmie oglądanym w telewizji. Dziwne, ale prawdziwe. Prawdopodobnie dlatego najnowsze dzieło Davida Finchera „Mank”, które obejrzałem na Netflixie, nie przypadło mi do gustu.

A wracając do filmów i nominacji, bardzo chciałbym zobaczyć dwie produkcje. „Pierwsza z nich to Nomadland” z rewelacyjną Francis McDormand w reżyserii nagrodzonej Oscarem Chloe Zhao, która stała się dopiero drugą kobietą w historii przyznawania nagród, która otrzymała Oscara za reżyserię (pierwszą była Kathryn Bigelou za wojenny dramat „Hurt Locker. W pułapce wojny”). To niewiarygodne, że przez 93 edycje nagród Akademia dostrzegła jedynie dwie kobiety, które postanowiła wyróżnić. Kameralny film „Nomadland” wydaje się być rzeczywiście najciekawszą propozycją, chociaż równie bardzo intryguje mnie najnowsza propozycja z Anthony’m Hopkinsem – dramat „Ojciec” w reżyserii Floriana Zellera – opowieść o starości i cierpieniu. Jeszcze dwie produkcje z grupy nominowanych niezwykle mnie intrygują – „Sound of Metal” (historia perkusisty zespołu heavymetalowego, który traci słuch) oraz „ Minari” (historia koreańskich imigrantów, którzy osiedlają się w Stanach Zjednoczonych).

Bardzo cieszą mnie zwycięzcy w obu kategoriach aktorskich za role pierwszoplanowe. Frances McDormand intryguje mnie, odkąd dostała swojego pierwszego Oscara za „Fargo” w reżyserii braci Coenów, a moją wierną miłość do aktorki przypieczętował film „Trzy billboardy za Ebbing. Missouri”  (był to mój ulubiony film 2019 roku). McDormand otrzymała jeszcze trzy nominacje: za „Missisipi w ogniu”, „U progu sławy” i „Daleką północ”. Zdobywając trzeciego Oscara dostała się do bardzo wąskiego i elitarnego grona aktorek, które mają na swoim koncie przynajmniej trzy Oscary (do tego grona należą także – Katherine Hepburn – z czterema nagrodami oraz Meryl Streep i Ingrid Bergman – z trzema wyróżnieniami; panów jest także trzech – Daniel Day-Lewis, Walter Brennan oraz Jack Nicholson). Co ciekawe, Frances w pewnym sensie góruje teraz nad Meryl, bo ma w swoim dorobku trzy nagrody za role pierwszoplanowe, podczas gdy Oscary Meryl rozkładają się na dwa za role pierwszoplanowe („Wybór Zofii” i „Żelazna Dama”) oraz jeden za rolę drugoplanową („Sprawa Kramerów”).

Troszkę żal mi młodej brytyjskiej aktorki – Carey Mulligan, nominowanej za brawurową rolę w filmie „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” Carey jest niezwykle zdolna, to zaskakujące, że ma dopiero dwie nominacje i z pewnością Nagrodę Akademii kiedyś odbierze. Na gwiazdę Oscarów wyrosła amerykańska aktorka – Viola Davies – nominacja, którą otrzymała za film „Ma Rainey: Matka Bluesa” to już czwarte wyróżnienie w jej dorobku, a Oscara – za film „Płoty” - już posiada. Jest w tej chwili najbardziej utytułowaną ciemnoskórą aktorką. I jest świetna. Krytycy zachwycają się także rolą niezwykłej i bardzo modnej ostatnio Vanessy Kirby za film „Cząstki kobiety” – bardzo chcę zobaczyć ten obraz. Faworytką do nagrody przed długi czas pozostawała także zdobywczyni Złotego Globu za film „Billie Holiday” Andra Day (film już za chwilę u nas na DVD), ale na nagrodę musi jeszcze poczekać.

Nagrodę dla aktorki drugoplanowej otrzymała – po raz pierwszy w historii Oscarów – aktorka koreańska Yuh-Jung Youn za wspomniany już film „Minari”. Pokonała dwie gwiazdy, które na ceremoniach wręczania nagród złotego rycerza już się pojawiały – jedna z sukcesami – Olivia Colman – w tym roku nominowana za obraz „Ojciec”,  laureatka Oscara za film „Faworyta” z 2019 roku; druga – wspaniała i niepowtarzalna Glenn Close, w tym roku nominowana już po raz siódmy, tym razem za film „Elegia dla bidoków” (wcześniej Glenn otrzymała nominacje za następujące występy: „Świat według Garpa”, „Wielki chłód”, „Urodzony sportowiec”, „Fatalne zauroczenie”, „Niebezpieczne związki”, „Albert Nobbs” i „Żona” – skromnym zdaniem mym – powinna już mieć przynajmniej dwie nagrody – za „Żonę” i „Fatalne zauroczenie”).  Ciekawostką jest, że Glenn Close otrzymała za rolę w „Elegii…” nominację do Złotej Maliny za najgorszą rolę drugoplanową. Zdobywając ósmą nominację i nie posiadając nagrody w dorobku, Close stała się najczęściej nominowaną, nienagrodzoną aktorką w historii (obok Petera O’Toole, który posiadł nagrodę specjalną).

Sporą niespodzianką była także nominacja dla rumuńskiej aktorki Marii Bakalovej za „Kolejny film o Boracie” oraz Amandy Seyfried za „Manka” – w tym przypadku mam poważne wątpliwości, czy ta – nota bene znakomita aktorka – zasłużyła na wyróżnienie właśnie za tę rolę.

W kategorii aktorów pierwszoplanowych zwyciężył jeden z najwybitniejszych aktorów w historii – Anthony Hopkins. Stał się tym samym najstarszym nominowanym i wyróżnionym aktorem. Film „Ojciec” wydaje się naprawdę wybitny i mam nadzieję, że będzie jednym z pierwszych, jaki zobaczę po otwarciu kin. To drugi Oscar dla Hopkinsa – po „Milczeniu owiec”; aktor otrzymał ponadto cztery nominacje – za „Okruchy dnia” (tu także należał się Oscar), „Nixona”,  „Amistad” i „Dwóch papieży”. Oscar dla Hopkinsa był lekkim zaskoczeniem, gdyż większość spodziewała się nagrody dla zmarłego w ubiegłym roku wybitnego Chadwicka Bosemana za obraz „Ma Rainey: Matka Bluesa”. Wielu krytyków dawało także szansę młodemu Brytyjczykowi Rizowi Ahmedowi, który otrzymał nominację za rolę tracącego słuch muzyka w filmie „Sound of metal” – jestem bardzo ciekawy tej roli, mam nadzieję, że film wróci jeszcze na duże ekrany. Stawkę nominowanych zamykają jeszcze Gary Oldman za „Manka” (to trzecie wyróżnienie dla aktora, który posiada już Oscara za rolę w filmie „Czas mroku”) oraz znany z kapitalnych „Płomieni” Koreańczyk Steven Yeun za „Minari”.

Nagroda za aktorski drugi plan powędrowała do Brytyjczyka Daniela Kaluuyi za film „Judas and the Black Messiah” (aktor posiada już wcześniejszą nominację za niesamowitą rolę w szokującym filmie „Uciekaj!”). Pozostali nominowani to oscarowi debiutanci: Lakeith Stanfield  za film „Judas and the Black Messiah”, Leslie Odom Jr za „Pewnej nocy w Miami…”, Sacha Baron Cohen za „Proces Siódemki z Chicago” (choć aktor posiada dwie nominacje za najlepszy scenariusz adaptowany za oba filmy o Boracie) oraz Paul Raci za „Sound of metal”.

Cieszy mnie Oscar dla filmu „Na rauszu” Thomasa Vinterberga  – nagroda za najlepszy film międzynarodowy. Wielu upatrywało zwycięzcy w bośniackiej „Aidzie” Jasmili Zbanic – mam nadzieję, że niebawem przekonam się o walorach tej produkcji i otrzymam szansę zobaczenia tego głośnego filmu.

Takie oto refleksje i obserwacje towarzyszyły mi w związku z tegoroczną edycją najważniejszych nagród filmowych. Od pewnego czasu zastanawiam się jednak, czy są to nadal najważniejsze nagrody filmowe dla mnie…

3 komentarze:

  1. W tych smutnych, pandemicznych czasach gdy od ponad roku kino oglądam jedynie z zewnątrz, ten wpis jest jak balsam. Nie widziałam żadnego z tegorocznych nominowanych czy nagrodzonych filmów, nazwiska laureatów niestety niewiele mi mówią, ale czytanie o nich, przypominanie sobie jak wiele emocji dostarczało mi obcowanie z ich wspaniałymi poprzednikami sprawiło mi ogromną przyjemność. Aż chce się czekać, żeby je wszystkie obejrzeć. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grande, postaram się, abyśmy zobaczyli wspólnie choć jeden ze wspomnianych filmów w kinie. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie tym bardziej jest na co czekać! :) Pozdrawiam w oczekiwaniu na nowe wpisy.

    OdpowiedzUsuń