DLACZEGO NIE JESTEM „SERIALOWY"?
Wśród najczęściej zadawanych mi pytań dotyczących
prowadzenia bloga, na plan pierwszy wysuwa się pytanie: Dlaczego nie ma
recenzji seriali???
Moje popkulturalne zainteresowania są naprawdę szerokie:
słucham bardzo dużo rozmaitej muzyki, chodzę bardzo często do kina i staram się
jak najwięcej czytać i być na bieżąco z tymi trzema aspektami kultury. Na
seriale po prostu brakuje czasu. Sporadycznie podejmuję jakieś próby: oglądam
jeden-dwa odcinki i - chociaż jestem zafascynowany – zapominam o terminie, nie
znajduję czasu na obejrzenie powtórki, gubię się w fabule i serial porzucam.
Nie oznacza to, że seriali ogólnie nie darzę pozytywnymi
uczuciami. Wprost przeciwnie – jako młode pacholę uwielbiałem seriale Barei –
Alternatywy 4, czy Zmienników, kochałem seriale młodzieżowe, bardzo ceniłem
klasykę polskiego serialu, choćby Dom, Lalka, czy Kariera Nikodema Dyzmy.
Mogłem je oglądać bez przerwy. Z ogromną przyjemnością i wypiekami na twarzy
oglądałem seriale sensacyjne, takie jak Aniołki Charliego, Kojak, czy Columbo. W
szkole średniej byłem ogromnym fanem serialu Davida Lyncha „Miasteczko Twin
Peaks” – niesamowitej produkcji, która zmieniła sposób postrzegania seriali na
świecie.
Obecnie bardzo ciężko jest dokonać wyboru. Mam wreszcie
Netflix, ale otwieram zakładkę „seriale” i pojawiają mi się dziesiątki
propozycji i całkowicie się gubię. Jeszcze nigdy nie skorzystałem z usługi HBO
GO, choć posiadam ją już od blisko dwóch lat. Nie oglądałem nawet jednego
odcinka „Gry o tron”, „Breaking Bad”, czy „House of Cards”. Co roku podczas
oglądania gali Złotych Globów, kiedy wręczane są nagrody za seriale, zapala mi
się mała czerwona lampeczka: muszę to zobaczyć, ale równie szybko gaśnie. Nie
pomagają też zachęty znajomych i przyjaciół, a seriale oglądają i polecają
dosłownie wszyscy.
Kolejną zachętą może być właśnie otrzymane przeze mnie jako
prezent gwiazdkowy pięknie wydane kompendium „1001 seriali, które musisz
obejrzeć”. To znakomita pozycja, która chronologicznie przedstawia
najważniejsze światowe produkcje serialowe i telewizyjne od „The Ed Sullivan
Show”, ukazującego się w CBS pomiędzy 1948 a 1971 rokiem, aż do najnowszej
międzynarodowej adaptacji „Wiedźmina”. Prezentacjom seriali towarzyszą bardzo
atrakcyjne zdjęcia, dane statystyczne i inne ciekawostki. Obok najszerzej
reprezentowanych seriali dramatycznych i komediowych pojawiają się także
dokumenty, animacje, kryminały, fantasy, reality shows, programy muzyczne i
rozrywkowe. Naprawdę bardzo interesujące wydawnictwo, od którego nie sposób się
oderwać.
Być może dalsza lektura „1001 seriali, które musisz
obejrzeć” będzie stanowiła przełom w moim życiu i podejmę próbę wskrzeszenia
mojej serialowej fascynacji z lat 80-tych i 90-tych. Na razie mogę jedynie
zarekomendować „1001 seriali, które musisz obejrzeć”.
Moja ocena: 10/10.
Fakt, czasochłonność seriali jest problemowa. Jednak kilka pozycji serialowych w Twoim wypadku Marcinku jest obowiązkowa. 😀😀😀
OdpowiedzUsuńFakt, czasochłonność seriali jest problemowa. Jednak kilka pozycji serialowych w Twoim wypadku Marcinku jest obowiązkowa. 😀😀😀
OdpowiedzUsuńRozumiem brak czasu. Nie można wszystkim zajmować się z taką samą atencją. Mam podobnie, chociaż uważam, że seriale też potrafią być bardzo wciągające😊 Podziwiam Marcinku Twoje zaangażowanie w wiele działań z obszaru kultury, z których można korzystać.😊
OdpowiedzUsuńJakbym słyszała małżonka P.dla osób z wieloma zainteresowaniami, te bardzo czasochłonne, jak seriale (czy trening rowerowy do triathlonu;) zwyczajnie odpadają. Ja oglądam te "krótsze" 4-6 odcinkowe: The Queen's Gambit czy Unorthodox na Netflixie da się obejrzeć przy prasowaniu��
OdpowiedzUsuńJakbym słyszała małżonka P.dla osób z wieloma zainteresowaniami, te bardzo czasochłonne, jak seriale (czy trening rowerowy do triathlonu;) zwyczajnie odpadają. Ja oglądam te "krótsze" 4-6 odcinkowe: The Queen's Gambit czy Unorthodox na Netflixie da się obejrzeć przy prasowaniu😆
OdpowiedzUsuń