poniedziałek, 28 grudnia 2020

 

DLACZEGO NIE JESTEM „SERIALOWY"?


Wśród najczęściej zadawanych mi pytań dotyczących prowadzenia bloga, na plan pierwszy wysuwa się pytanie: Dlaczego nie ma recenzji seriali???

Moje popkulturalne zainteresowania są naprawdę szerokie: słucham bardzo dużo rozmaitej muzyki, chodzę bardzo często do kina i staram się jak najwięcej czytać i być na bieżąco z tymi trzema aspektami kultury. Na seriale po prostu brakuje czasu. Sporadycznie podejmuję jakieś próby: oglądam jeden-dwa odcinki i - chociaż jestem zafascynowany – zapominam o terminie, nie znajduję czasu na obejrzenie powtórki, gubię się w fabule i serial porzucam.

Nie oznacza to, że seriali ogólnie nie darzę pozytywnymi uczuciami. Wprost przeciwnie – jako młode pacholę uwielbiałem seriale Barei – Alternatywy 4, czy Zmienników, kochałem seriale młodzieżowe, bardzo ceniłem klasykę polskiego serialu, choćby Dom, Lalka, czy Kariera Nikodema Dyzmy. Mogłem je oglądać bez przerwy. Z ogromną przyjemnością i wypiekami na twarzy oglądałem seriale sensacyjne, takie jak Aniołki Charliego, Kojak, czy Columbo. W szkole średniej byłem ogromnym fanem serialu Davida Lyncha „Miasteczko Twin Peaks” – niesamowitej produkcji, która zmieniła sposób postrzegania seriali na świecie.

Obecnie bardzo ciężko jest dokonać wyboru. Mam wreszcie Netflix, ale otwieram zakładkę „seriale” i pojawiają mi się dziesiątki propozycji i całkowicie się gubię. Jeszcze nigdy nie skorzystałem z usługi HBO GO, choć posiadam ją już od blisko dwóch lat. Nie oglądałem nawet jednego odcinka „Gry o tron”, „Breaking Bad”, czy „House of Cards”. Co roku podczas oglądania gali Złotych Globów, kiedy wręczane są nagrody za seriale, zapala mi się mała czerwona lampeczka: muszę to zobaczyć, ale równie szybko gaśnie. Nie pomagają też zachęty znajomych i przyjaciół, a seriale oglądają i polecają dosłownie wszyscy.

Kolejną zachętą może być właśnie otrzymane przeze mnie jako prezent gwiazdkowy pięknie wydane kompendium „1001 seriali, które musisz obejrzeć”. To znakomita pozycja, która chronologicznie przedstawia najważniejsze światowe produkcje serialowe i telewizyjne od „The Ed Sullivan Show”, ukazującego się w CBS pomiędzy 1948 a 1971 rokiem, aż do najnowszej międzynarodowej adaptacji „Wiedźmina”. Prezentacjom seriali towarzyszą bardzo atrakcyjne zdjęcia, dane statystyczne i inne ciekawostki. Obok najszerzej reprezentowanych seriali dramatycznych i komediowych pojawiają się także dokumenty, animacje, kryminały, fantasy, reality shows, programy muzyczne i rozrywkowe. Naprawdę bardzo interesujące wydawnictwo, od którego nie sposób się oderwać.

Być może dalsza lektura „1001 seriali, które musisz obejrzeć” będzie stanowiła przełom w moim życiu i podejmę próbę wskrzeszenia mojej serialowej fascynacji z lat 80-tych i 90-tych. Na razie mogę jedynie zarekomendować „1001 seriali, które musisz obejrzeć”.

Moja ocena: 10/10.

5 komentarzy:

  1. Fakt, czasochłonność seriali jest problemowa. Jednak kilka pozycji serialowych w Twoim wypadku Marcinku jest obowiązkowa. 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, czasochłonność seriali jest problemowa. Jednak kilka pozycji serialowych w Twoim wypadku Marcinku jest obowiązkowa. 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem brak czasu. Nie można wszystkim zajmować się z taką samą atencją. Mam podobnie, chociaż uważam, że seriale też potrafią być bardzo wciągające😊 Podziwiam Marcinku Twoje zaangażowanie w wiele działań z obszaru kultury, z których można korzystać.😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakbym słyszała małżonka P.dla osób z wieloma zainteresowaniami, te bardzo czasochłonne, jak seriale (czy trening rowerowy do triathlonu;) zwyczajnie odpadają. Ja oglądam te "krótsze" 4-6 odcinkowe: The Queen's Gambit czy Unorthodox na Netflixie da się obejrzeć przy prasowaniu��

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakbym słyszała małżonka P.dla osób z wieloma zainteresowaniami, te bardzo czasochłonne, jak seriale (czy trening rowerowy do triathlonu;) zwyczajnie odpadają. Ja oglądam te "krótsze" 4-6 odcinkowe: The Queen's Gambit czy Unorthodox na Netflixie da się obejrzeć przy prasowaniu😆

    OdpowiedzUsuń